M Jak Miłość - D Jak Deszcz   

 

Gdy ekipa wyrusza do Orzeszyna, na niebie widać jeszcze kawałki błękitu. Parę minut później zaczyna się oberwanie chmury. Bus z filmowcami jedzie w strugach deszczu. Na podmiejskich drogach woda tryska spod kół na wysokość metra.

- Kursk przecieka, przedział torpedowy nam zalało! - żartuje kierowca.

- Tomek, tylko utrzymuj peryskopową! - odpowiada mu ktoś z tyłu.

Poczucie humoru ekipy nie opuszcza, ale tak naprawdę, to humor wisielczy. Przed południem filmowcy chcą nakręcić aż trzy sceny w plenerze. Jeśli deszcz nie przestanie padać, zmarnują pół dnia.

 

Gdy auto zatrzymuje się na skraju pola - przy ruinach serialowego domu Łagodów - część ekipy w ogóle nie wychodzi na zewnątrz. Leje jak z cebra. Mija kwadrans, pół godziny. Atmosfera robi się nerwowa, w ruch idą komórki. Trwa narada między biurem serialu w WFF w Warszawie, II kierownikiem produkcji na hali w Orzeszynie i reżyserem, Maciejem Dejczerem, który siedzi razem z ekipą w busie. Co robić? Wracać do Orzeszyna? Zadzwonić po brakujących aktorów i nakręcić sceny planowane na następny dzień? Czekać w plenerze, aż deszcz minie?

 

Odpowiedź daje nagły promyk słońca. Wygląda na to, że ulewa na jakiś czas przycichnie.

- Dziura deszczowa: godzina kręcenia! - ogłasza reżyser.

Cała ekipa zabiera się do przenoszenia sprzętu. Na kamery, dla ochrony przed wilgocią, operatorzy zakładają specjalne pokrowce. Pogoda wciąż jest niepewna. Chmury z czarnych zrobiły się jasnoszare, ale czy ulewa nie powróci?

Gdy deszcz się wzmaga, delikatny sprzęt ewakuuje się do starej, drewnianej stodoły, która stoi obok "domu" Łagodów. A filmowcy, dla zabicia czasu, organizują zawody w... rzucaniu jabłkami. Cel: puste okno w zrujnowanym domu. "Amunicja" leży na ścieżce, która prowadzi wzdłuż sadu. Męska część ekipy (włącznie z reżyserem) dwoi się i troi, żeby trafić choć w okienną ramę... Panie, dyskretnie, tylko kibicują.

 

Kolejną rundę przerywa pojawienie się aktorów. Błotnistą ścieżką nadchodzą Joasia Koroniewska i Paweł Okraska.

- Kto to wymyślił, że Michał jest w garniturze? Przecież to plener! - denerwuje się na widok aktora reżyser. - Dajcie mu jakąś bluzę! Ze zmianą kostiumu na szczęście nie ma problemu. Bus, którym przyjechała ekipa, zamieniono już w garderobę. Między fotelami rzędy wieszaków z ubraniami na każdą okazję: swetry, koszule, eleganckie torebki... A wśród nich bluza Michała Łagody.

Gdy aktorzy próbują tekst, charakteryzatorka nie opuszcza ich ani na krok. Na zmianę pudruje Pawła Okraskę i lakieruje kok jego partnerki.

- Przepraszam... Głupia byłam... - zaczyna serialowa Małgosia (zerkając ukradkiem w scenariusz).

- Kto nie robi błędów? - przerywa jej narzeczony.

- Ty nie robisz! - gorąco zapewnia Mostowiakówna.

- Zaraz, zaraz... Co, on nie popełnia błędów? Święty jest?! - Buntuje się aktorka przed kolejną kwestią. Najwyraźniej, Małgosia ma jej twarz i głos, ale charakter już całkiem inny...

- No nie, znowu mnie ugryzł! I to nad brwią! - Tym razem okrzyk Joasi Koroniewskiej dotyczy... komara. Stado małych "krwiopijców" uznało plan serialu za swoją stołówkę. Większość ekipy ma już pokaźne, czerwone plamy na twarzy i rękach.

- Najgorsze, że drapać nie można, bo zniszczy się makijaż... - wzdycha aktorka.

 

 

 

Zaczyna się ostatnia próba z reżyserem. Małgosia i Michał siadają na prowizorycznej ławce przed domem Łagodów. Kilka linijek tekstu, czułe wyznania i... Ławka się przewraca, a zakochana para ląduje w trawie.

- Z szaleństwem to zagraj! Krzyknij "aała"!- podpowiada Joasi reżyser.

- A może być "ojej"?

- "Ojej" to się mówi w innej sytuacji! Ty masz się cieszyć, że masz Michała przy sobie. A nie, że cię boli upadek! - tłumaczy Maciej Dejczer.

Romantyczna czy nie, w serialu każda scena jest dopracowana aż do najmniejszego... jęku.

 

- Akcja! - po tym haśle nie ma czasu na poprawki. Ekipa spieszy się, żeby nagrać scenę przed kolejną falą deszczu. Pogoda jednak wyścig wygrywa i... dopisuje do scenariusza własną linijkę tekstu.

- Burza idzie, uciekamy! - improwizuje Joasia Koroniewska. Co prawda, na ekranie trudno będzie dostrzec krople, które spadają na aktorów, ale w tle widzowie na pewno usłyszą potężne grzmoty. Które jakoś trzeba wytłumaczyć w dialogu.

 

Kolejna scena jest kręcona kilkadziesiąt metrów dalej, przy drodze. Maria Zduńska, jadąc do Grabiny, zauważa Małgosię z Michałem. Wysiada z auta, serdecznie wita się z siostrą...

Scena krótka, ale jej sfilmowanie okazuje się wyjątkowo trudne. Zwłaszcza, że na szosie co chwila pojawia się jakiś samochód. Ekipa, z konieczności, zatrzymuje wszystkie zbliżające się auta. Tak, by nikt nie wjechał w kadr lub... którąś z ustawionych na jezdni kamer. Prosi też o wyłączanie silników, bo mikrofon może wychwycić ich odgłos. Początek ujęcia - czerwone. "Stop!" Koniec ujęcia - zielone. "Można jechać dalej, dziękujemy!". Filmowcy dyrygują ruchem z wprawą policjantów z drogówki.

 

 

Najtrudniejsze zadanie należy, jak zawsze, do aktorów. Tym razem muszą... ukryć gęsią skórkę oraz dygotanie z zimna. I odegrać ciepłe, letnie popołudnie w Grabinie.

W rzeczywistości pogoda jest pod psem. Jak na lipiec, wręcz lodowato. I znowu pada. Ekipa krąży wokół ubrana w grube swetry i nieprzemakalne kurtki. Tymczasem aktorzy mają na sobie jedynie kostiumy. Najbardziej "poszkodowana" jest chyba Małgorzata Pieńkowska.

- Proszę się nie śmiać z aktora, który moknie! - żartuje w przerwie między ujęciami. Jako Maria Mostowiak założyła lekki, trochę przezroczysty kostium w kolorze wrzosu i eleganckie pantofle. Które toną w kałużach i błocie na poboczu wiejskiej drogi.

 

- Zrobione! - Pada, tak wyczekiwany, okrzyk reżysera.

- Boże, co za upojny dzień! - komentuje któryś z filmowców. - Jak myśmy te sceny dzisiaj zrobili, to nie wiem!...

Na niebie znowu zbierają się czarne chmury, ale tym razem nikt się tym nie przejmuje. Ekipa szybko pakuje sprzęt. Zdjęcia w plenerze zakończone. W garderobie (tej prawdziwej, a nie objazdowej) czekają już Teresa Lipowska i Witold Pyrkosz. Zdjęcia z ich udziałem zakończą się dopiero późnym wieczorem. Kolejne sceny będą kręcone w ciepłej, suchej, wręcz komfortowej - w porównaniu ze szczerym polem - hali w Orzeszynie. Filmowcy mogą odetchnąć z ulgą...